Codzienne radości

Październik 4, 2013

Curtis Peter Van Gorder

Podczas mojego pobytu w Japonii najbardziej podobało mi się to, jak Japończycy potrafią zmieniać codzienne czynności w sztukę. Rutynowe zajęcia, jak parzenie herbaty, układanie kwiatów, praca w ogrodzie i grabienie kamieni zostały przez nich przekształcone w kulturalne i duchowe przeżycia. Podziwiam ich oddanie i uznanie dla piękna prostych codziennych czynności.

Mówi się, że ceremonia parzenia herbaty jest ukoronowaniem wszystkich sztuk. W japońskim mieście, w którym mieszkałem, urządza się doroczną publiczną ceremonię herbacianą. Ma ona miejsce w pawilonie, zbudowanym specjalnie na tę okazję w miejscowym zamku. To niezwykłe przeżycie wygląda następująco:

Gdy wchodzimy do wyciszonego wnętrza i zdejmujemy buty, wita nas kobieta w tradycyjnym kimonie. Jej spokojne zachowanie, pełne wdzięku ruchy i porządek w pomieszczeniu wpływają na nas kojąco. Słomiane maty tatami łagodnie masują podeszwy naszych stóp. W pokoju herbacianym znajdują się duże drzwi z ryżowego papieru, które odsuwa się, by ukazać bujną roślinność ogrodu z fontanną. Dźwięk cieknącej wody uspokaja nas. Na ścianie wisi wiersz opiewający piękno magnolii, a poniżej znajduje się kompozycja kwiatowa, zaskakująca w swojej surowej prostocie. Kąt ułożenia każdego kwiatu ma znaczenie. Wspólnie ilustrują związek między niebem i ziemią.

Nasza gospodyni przygotowuje herbatę ze zręcznością tancerki. Każdy ruch – włożenie serwety za pas, machnięcie pędzelkiem w herbacie, wirowanie gorącego naparu w miseczce – zostały pieczołowicie zaprojektowane przez mistrzów ceremonii, którzy udoskonalali je na przestrzeni tysięcy lat.  Nasza gospodyni od dzieciństwa ćwiczyła się w swej roli.

Ujmujemy ręcznie wykonane, celowo niewygładzone czarki i czynimy zwyczajowe uwagi o ich pięknie. Mają one wyznaczony przód i tył oraz określony kierunek i sposób, w który powinno się je obracać. Zostajemy poczęstowani ciastkami, podanymi na liściach. Wymieniamy z gospodynią tradycyjne uprzejmości i w końcu wychodzimy tak cicho i z takim szacunkiem, jak tu weszliśmy. W pewien sposób czujemy się odmienieni.

Japońscy mistrzowie ceremonii i inni im podobni odkryli, że proste czynności można przekształcić w radosne, pełne znaczenia okazje.

 

Zgubiłeś się?

Znaleźliście się kiedyś bez mapy w obcym miejscu? Takie odczucie ma się czasem w życiu.

Pewnego razu jechałem z rodziną bocznymi drogami Teksasu, by dostać się nad jezioro, nad którym planowaliśmy spędzić leniwe letnie popołudnie. Po półgodzinie jazdy zaczęliśmy się zastanawiać, czy jedziemy we właściwym kierunku. Nie widzieliśmy przy drodze żadnych znaków, nie mieliśmy też kogo zapytać. Mijaliśmy wprawdzie krowy, ale one nie bardzo mogły nam pomóc. A jeśli jechaliśmy w złym kierunku? To oznaczałoby dodatkowe pół godziny jazdy, by wrócić tam, skąd wyruszyliśmy, nie wspominając już o frustracji i zmarnowanej benzynie.

W ostatnim mieście, przez które przejeżdżaliśmy, wskazówek udzielił nam pewien człowiek, który z kolei dostał je od przyjaciela. „Zostańcie na drodze numer 105, aż dojedziecie do Zachodniej 390, wtedy pojedźcie Północną 36 i tą drogą już traficie.” Mężczyzna ten musiał wyczuć mój niepokój. „Nie martwcie się” dodał więc, „ten facet zawsze wskazuje dobrą drogę.” Podziękowaliśmy mu i ruszyliśmy dalej.

Odnaleźliśmy Zachodnią 390, jednak po półgodzinie trasy znów nie byliśmy pewni, czy jedziemy dobrze. Może powiedział „Wschodnia 390”? Byłem wściekły na siebie, że tego nie zapisałem. Jak mogliśmy w ogóle mieć pewność, że jesteśmy na 390, skoro przy drodze nie było żadnych znaków ani żywej duszy?

Już mieliśmy się poddać i powrócić do miejsca, gdzie znaleźliśmy znak zapowiadający skrzyżowanie. Czyżby to była…?

Droga Stanowa 36! Skręciliśmy na północ.

Przy drodze zauważyliśmy dwóch brodatych starszych panów, siedzących na werandzie w fotelach na biegunach. Czy to anioły ich tam zesłały, by prowadzili zagubionych podróżników?

„Jezioro? Tak. Prosto tą drogą. Nie da się przegapić.”

Wkrótce pluskaliśmy się w chłodnej, orzeźwiającej wodzie, ciesząc się, że nie poddaliśmy się, gdy wydawało się nam, że zgubiliśmy drogę i zepsuliśmy sobie dzień.

W jaki sposób to wszystko przypomina nasze życie? Gdy jesteśmy zagubieni, gdy zdamy sobie sprawę, że być może już od jakiegoś czasu dążyliśmy w złym kierunku, gdy znajdziemy się w trapatach, jest pewna modlitwa, na którą Bóg czeka, gdyż pragnie na nią odpowiedzieć:  „Wskaż mi drogę, którą mam iść, bo ku tobie podnoszę duszę moją!” (Psalm 143:8, BZTB) Bóg naprawdę wskazuje dobrą drogę.

 

Copyright © 2024 The Family International